MOTOCYKLE, ROCK’N’ROLL I MY

CAFE RACER – ponawiercane gdzie się da, dla zmniejszenia wagi, odarte ze wszystkiego co zbędne według ich właścicieli, którym przyświecał jeden cel: osiągnąć jak największą prędkość swoim odchudzonym motocyklem. Szczytem marzeń było osiągnąć „Ton Up”, czyli magiczną w latach 1950-1960 prędkość 100mil/h (Nie było łatwo. Asfalt był brudny od wyciekającego oleju, opony słabsze, zawieszenia nędzne). Charakterystyczne wydłużone baki z wgłębieniami na kolana; krótkie, twarde ławeczki zamiast kanapy kierowcy zakończone tzw. „zadupkiem”;opuszczona w dół kierownica i cofnięte podnóżki pozwalające kierowcy przyjąć leżącą -aerodynamiczną- pozycję w czasie jazdy. Oczywiście puste wydechy i czasami charakterystyczne owiewki przednie, tzw. „jajo”.

Częstym zjawiskiem były nielegalne wyścigi, organizowane z pomocą szafy grającej nazywane „Record-racing”.Gdy Rockersi siedzieli w barze jeden z gości wrzucał monetę do szafy grającej, nastawiał płytę i gdy melodia zaczęła płynąć, wszyscy z impetem wybiegali na zewnątrz i dosiadając motocykli ścigali się do wybranego miejsca tak, aby zdążyć z powrotem przed końcem piosenki. Wszystko oczywiście odbywało się w normalnym ruchu ulicznym. Jako że kawałki trwały wtedy około 2min, a Rockersi pokonywali dystans ok. 4.5 km, była to jazda na złamanie karku. Owa rywalizacja zbierała swoje żniwo, lecz udowodnienie innym męstwa było dla nich ważniejsze niż życie. Właśnie od tych wyścigów z kafejki do kafejki, pochodzi termin „Cafe Racer”. Kultową knajpą pozostaje Ace Cafe w Londynie. Od lat 50-tych oświetlona neonem, otwarta całą dobę, przy ruchliwej ulicy stała się ulubionym miejscem spotkań młodych, gniewnych motocyklistów chcących spędzić czas z podobnymi sobie przy rock’n’rollu i piwku. Istnieje z przerwami do dnia dzisiejszego,a owiana legendą i zapachem benzyny znajduje naśladowców na całym świecie. Także w Wieze.

image

image

image