To był bardzo długi.
W drodze do garażu po motor spotkałam martwą wiewiórkę.
Dojechaliśmy do Ostendy, gdzie zakradliśmy się w zakamarki portu rybackiego.
Zrobiliśmy cotygodniowe zakupy świeżej ryby i morskich robaków.
Elegancko zaparkowaliśmy i poszliśmy na kawkę z Cornetem.
A potem spaliłam rozrusznik w motorze, bo mi guziczek nie odbił!
Zamieniliśmy więc motory na Ducatowe rowery i pojechaliśmy na plażę.
A tam nam odbiło kompletnie.
Wygłodniali, wróciliśmy do domu zrobić Sushi (Seba jest specjalistą od gotowania ryżu, a ja w zwijaniu) no i z naszą kolacją na bagażniku rowerowym powróciliśmy na plażę.
Po zachodzie słońca, na widnokręgu rozpętało się bardzo spektakularne zjawisko, zwane burzą.
Ulewa z widnokręgu przeniosła się nad nasze głowy.
Złapałam mój pierwszy piorun w kadr.
Nooooo, to był bardzo długi dzień :)