W sobotę już nie mogę się doczekać „o poranka”….. Jak dziecko czekam na każdą wycieczkę. Plecak, termos, lizak i w drogę….
Zaczynamy od Namur, urokliwej miejscowości ścielącej się wzdłuż rzeki Mozy. Rześkie, wilgotne, pachnące jesienią, poranne powietrze… Tutaj mąż, jako spec w dziedzinie, przekazuje mi kilka tajników jeśli chodzi o fotografowanie. Ćwiczę się pilnie przez resztę dnia…..
30 kilometrów dalej zatrzymujemy się w Dinant. W samym centrum miasteczka pionowa skała, nad którą wznosi się ufortyfikowana Cytadela z XI wieku, która została wybudowana by móc z niej kontrolować dolinę Mozy…
Naszym celem jest jednak FREYR. Słynny rejon wspinaczkowy, która tym razem mamy na celu jedynie spenetrować, by wiedzieć jak się przygotować do prawdziwej wspinaczki następnym razem. Więc jedziemy. Poszukujemy Pałacu (domu) naszego „Papy”, czyli obecnie sprawującego władzę nad Państwem (Belgią) Króla FILIPA I . Bo to po przeciwnej stronie ma się znajdować jedna z najurokliwszych i najwyższych skał :) Droga wije się wzdłuż rzeki przecudnie… Jest i Pałac….., i rzeka, …..i co …… tak wpław? Jedziemy dalej szukać ratunku w przeprawie.
Mostu nie ma, ale też jest fajnie :) „Prom”, ….prom w cudzysłowiu :), jest to malutka łódeczka z „pamperkiem”, który liną przeciąga swoją łupinkę wraz z turystami, przez dzień cały, ….z jednego brzegu na drugi, …i z drugiego na pierwszy. Bardzo miły, młody człowiek, na kacu gigancie, ….więc mu mówię, że się nie dziwie, bo przecież sobota ranek, …a on mi na to, że czy to wtorek, czwartek czy sobota – zawsze ma tak samo :)
Ruszamy wzdłuż rzeki. Po trawie, polanami i między krowami…… Jak to człowiek potrafi pięknie się zrelaksować w takim otoczeniu. Góry wokoło są jak tama, która nie przepuszcza żadnych trosk…… jest tak sielsko, nawet krowy przeżuwają leniwie z uśmiechem na twarzy :)
Gdy zaczynam słyszeć dźwięki obijających się o siebie ekspresów i karabinków przypiętych do uprzęży….. nawoływania asekurujących chcących zmobilizować swoich przyjaciół na linie, ….tam w górze, robi mi się jeszcze milej….
Imponująco….. ,co też ludziom (i mnie poniekąd również) brakuje w tych główkach, której klepki, że to robią….? Ja wiem, …..ale nie powiem, bo w mgnieniu każdy chwycik w skale będzie zajęty :)
„Wspinamy” się na dziko, wzdłuż skały….. A tam, na górze, ….klęka u naszych stóp cała dolina….
W takich chwilach człowiek nabiera szacunku do stworzyciela świata….., na temat, którego możemy jedynie wymyślać sobie przeróżne teorie….. I w jako jednej z niewielu teorii, które głosimy, nikt nam zaprzeczyć nie może, ….bo i nikt prawdy swej pewien być nie może….. no chyba, że ja , swojej…. :)
Na koniec w dość dramatyczny sposób się zagubiliśmy, noc nadchodziła wartko, w lesie mościła się ciemność i towarzyszyła nam świadomość, że ostatni kurs „promu” 19.30….. Zeszliśmy ze szlaku, przedzieraliśmy się przez pachnący grozą wąwóz, i żaden kierunek nie wyglądał na dobry kierunek….
Seba przystanął: DLACZEGO KURWA, JA SIĘ ZAWSZE DZIWIĘ LUDZIOM, KTÓRZY ROBIĄ TO SAMO W HORRORACH ?
Teraz gdy piszę, naszła mnie myśl nad tym, że ta rzeka choć zupełnie prosta na mapie w odcinku, który przemierzaliśmy, na tych zdjęciach cały czas skręca w prawo….
Czyżby to kolejny psikus stworzyciela, który chciał się zamanifestować w naszym świecie, …..motywując do zastanowienia nad tym czym jest to co widzimy, a czym to co chcemy zobaczyć…..?